Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sala była przepełniona publicznością. Przybyli przedstawiciele różnych organizacyj, konsulatów cudzoziemskich, prasy i pism, delegaci od wojska z innych miast. Nastrój w Charbinie był bardzo podniecony. Na ulicach patrolowały oddziały konne i piesze. Szpalery wojska i żandarmów stały od więzienia aż do gmachu sądu.
Na sąd przywieziono nas powozami, w otoczeniu konnych żandarmów z obnażonemi szablami. Tłumy urzędników i robotników witały nas serdecznie okrzykami i kwiatami. Monarchiści i ich partyzanci — wyrzutki społeczeństwa — życzeniami szubienicy.
Wreszcie przybyliśmy i wprowadzono nas na salę.
Usiedliśmy na ławach oskarżonych. Na pierwszej zająłem miejsce ja, jako prezydent prześladowanego rządu, obok mnie siedział siwy, poważny, baczny na wszystko Nowakowski, dalej Lepeszyński, Kozłowski, Sass-Tisowski, Tyczyno — razem 22 podsądnych.
Zaczęła się nudna i długa procedura dochodzenia sądowego, gdyż zmuszeni byliśmy powtórzyć wszystko to, co już mówiliśmy przedtem sędziemu śledczemu.
Potem nastąpiło przesłuchanie świadków. Nasi bronili nas energicznie i zaciekle, świadkowie oskarżenia dali bardzo mało materjału, obciążającego nas, oprócz dwóch jakichś drabów, widocznie dobrze zapłaconych, którzy twierdzili, że Komitet Centralny był organizacją partji socjalistyczno-demokratycznej, co wiązało nas z „Radą robotników i żołnierzy“ w Petersburgu, gdzie wszyscy kierownicy należeli do tej partji. Na sądzie wyjaśniło się, że jeden z członków naszego komitetu istotnie należał do partji socjalistyczno-demokratycznej. Był to adwokat Kozłowski. Ta okoliczność wpłynęła ujemnie na wyrok, który, jak później dowiedzieliśmy się, mógł być znacznie łaskawszy.