Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Widziałyście worek? — pytał żołnierz.
— Dużo worków w życiu widziałyśmy — zaśmiała się jedna.
— A ten, który tu wpadł? — przerwał żołnierz.
— I ten widziałyśmy.
— Gdzie on jest?

We wschodniej Gobi. Wóz chiński.

— Gdzie był, chcesz zapytać? — parsknęły śmiechem praczki.
— Można i tak... — zgodził się żołnierz.
— Ktoś rzucił jakiś worek przez plot — zaczęły opowiadanie.
— Wiem to! Dalej! — niecierpliwił się żołnierz.
— Jeśli wiesz, to poco pytasz? — odparły kobiety i, zakasawszy rękawy, wzięły się znowu do prania.
— Mówcie! Słucham — poddał się torturom niepewności żołnierz.
— Powiadam, że ktoś przerzucił worek przez płot — ciągnęła jedna z praczek, ruda jak płomień, śmiała i wesoła. — A worek sobie leciał i nagle buch! prosto w balję!
Praczki znowu parsknęły śmiechem, biorąc się pod boki.
— W balję? — szepnął żołnierz i zajrzał w nią mimowoli, chociaż wiedział, że tam nic, oprócz kilku sztuk bielizny, nie było.