bezczelnie śmiały i szybki, a uczestnicy wypraw pozostawali nieuchwytni.
— To już nie chunchuzi działają — mówił nam von Ziegler. — Przypuszczam, że jest w tem ręka Gruzinów, Ormian i innych awanturników z Kaukazu. Poznaję ich system!
Rotmistrz miał najzupełniejszą słuszność, podejrzewając o te sprawki „wolnych synów“ niebotycznej Kolchidy“[1].
Miałem tego naoczny dowód.
Było to 4 stycznia. Przeszedłszy wiadukt, łączący nowe miasto z handlową częścią Charbina, skręciłem w małą uliczkę, kierując się na plac, gdzie stał dawniej teatr chiński. Uliczka ta miała zaledwie kilka domków, gdzie się mieściły brudne, małe zajazdy, szynki, sale bilardowe, jadłodajnie i inne tego rodzaju przedsiębiorstwa, utrzymywane wyłącznie przez Gruzinów i Ormian. O ile pamiętam, sama ulica nosiła nawet nazwę „Gruzińskiej“.
Była godzina 9-ta przed południem. Uliczka była prawie pusta i tylko przede mną, o jakie sto kroków, szedł człowiek z dużym workiem skórzanym; za nim kroczył żołnierz z karabinem, przerzuconym przez ramię.
Nagle spostrzegłem, że z drzwi jednej jadłodajni wysunęła się głowa Gruzina i znikła. Po chwili drzwi znowu się otworzyły. Jakiś wysoki Gruzin wybiegł na ulicę i zaczął doganiać, idących przede mną, człowieka z żołnierzem.
Narazie nic podejrzanego nie zauważyłem, lecz nagle Gruzin obejrzał się, przystanął na chwilę, a później jednym skokiem wpadł na człowieka, niosącego worek,
- ↑ Starożytna nazwa Kaukazu.