Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyczyna była następująca.
Zamierzałem zrobić trzy wizyty i to tego rodzaju, że, oprócz biletów wizytowych, grzecznych i przekonywających słów, potrzebowałem jeszcze pewnych argumentów. Te argumenty posiadał Własienko. Pewnego razu widziałem, jak podczas burzliwego posiedzenia komitetu, gdy partja robotnicza zaczynała dążyć do rozłamu, rozgniewany Własienko, słuchając nudnych i bezsensownych protestów robotników, nie wytrzymał i pięścią walnął w stół.
Otóż wtedy odłupał cały róg stołu, a ja dobrze sobie zapamiętałem, że ten człowiek w chwili potrzeby będzie mógł przekonać przeciwnika o słuszności swojej sprawy.
Własienko przed służbą na kolei był wachmistrzem w huzarskim pułku gwardji cesarskiej, gdzie słynął ze swojej fenomenalnej siły.
Z tym „przekonywającym“ towarzyszem wyruszyliśmy na wizyty.
Najpierw odwiedziliśmy rotmistrza Jerofiejewa.
Ten, gdy mnie zobaczył, zmieszał się, zdradzając się ostatecznie.
Powiedziałem mu, że wiem o jego podziemnej robocie, jako prezesa „Związku narodu rosyjskiego“, wiem, z kim się komunikuje i jakie ma plany.
— Przyjechałem poto, aby poznać rotmistrza i uprzedzić go o konsekwencjach jego działalności, gdyż nie chciałbym, aby one były dla niego zbyt przykre — rzekłem.
— Co mi może grozić? — zawołał dość hardym tonem.
— Sąd rewolucyjny, mój panie, i — przepraszam — stryczek! — odparłem surowym głosem, a Własienko bardzo obrazowo demonstrował rękoma nietylko samo po-