Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaznała i spokojnie przetrwała lata klęski, niszczącej cały kraj. Gdy głód przeminął, przybył tu z poza Wielkiego Chinganu lama-mnich w żółtych szatach, obszedł brzegi jeziora, zajrzał do każdej fan-tze, a później powrócił do jeziora, narąbał cienkich laseczek, powtykał je w piasek nadbrzeżny co sto siedm kroków i zawiesił na każdej skrawek czerwonej tkaniny z jakimś napisem. Gdy całe jezioro było już otoczone temi znakami, lama zebrał wszystkich mieszkańców z okolicy i zwrócił się do nich z temi słowy: „Wielki nauczyciel Buddha Sakkya-Muni nie chciał waszej śmierci i w milczeniu patrzał na zbrodnie wasze, gdy łamaliście przykazania jego. Jednak od tej chwili w jeziorze nigdy nie będzie się mnożyła ryba i żadne stado ptaków przelotnych nie opuści się na jego powierzchnię, abyście powtórnie nie odstąpili nauki Buddhy i jego rozkazów“.
Od tej pory w jeziorze Tchor niema ryb. Zachodzą tu czasami z rzeki, ale, albo giną, albo uciekają od wyklętego miejsca. Tak samo ptaki: kaczki, gęsi, łabędzie nieraz całemi godzinami krążą nad Tchorem, lecz nawet żaden najbardziej zmęczony lub ranny ptak nie odważy się opuścić na wodę i dotknąć jej piersią, gdyż z powierzchni jeziora wznoszą się gazy trujące.
Tak opowiadał stary Mandżur. Naturalnie, że klątwa, rzucona przez żółtego lamę, nic nam nie objaśniała. Pewne zjawiska, odbywające się w jeziorze, mogą być odczuwane przez ptaki zapomocą jakiegoś specjalnego zmysłu, podobnego do przeczucia lub jasnowidzenia. Być może, tępienie ptactwa podczas głodu pozostało w pamięci przelotnych żeglarzy i, w postaci ponurej legendy ptasiej przechodzi z pokolenia na pokolenie, lub też te „gazy trujące“, o których mówił nam Mandżur, są rezultatem powolnej śmierci jeziora, gdzie mnożą się różne bakterje