Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zadrżała i spojrzała na niego nadzwyczaj zdziwiona i przestraszona.
— Co pan, pan! — wyszeptała, blednąc. — To niemożebne, zapewniam pana. Przepraszam.
Potem prędko, szeleszcząc znów sukienką, poszła wyżej i znikła za drzwiami.
Łaptiew zrozumiał, co to znaczy i nastrój jego nagle się zmienił tak dotkliwie, jak gdyby w duszy jego zagasło nagle światło. Czując się zawstydzonym, poniżonym, jak człowiek, którym pogardzono, który się nie podoba, którego widok jest przykrym, jak widok gadu, przed którym uciekają — wyszedł z domu.
— Oddałbym wszystko — przedrzeźniał sam siebie, idąc do domu i przypominając sobie szczegóły tej rozmowy. — Oddałbym wszystko — zupełnie po kupiecku. Dużoby komu przyszło z tego »wszystkiego«.
Wszystko co mówił wydało mu się teraz głupiem i wstrętnem. Dlaczego skłamał mówiąc, że wyrósł wśród ludzi, gdzie wszyscy bez wyjątku pracują? Dlaczego mówił nauczającym tonem o czystem, radosnem życiu? To niemądre, nie zajmujące, fałszywe — fałszywe po moskiewsku. Ale stopniowo ogarnęła go zupełna obojętność, w jaką zwykle wpadają przestępcy po surowym wyroku; myślał o tem, że chwała Bogu, to już przeszło i niema tego strasznego uczucia niepewności, nie potrzebuje całymi dniami oczekiwać, zamęczać się, ciągle myśleć o tem samem; teraz wszystko się wyjaśniło; trzeba się wyrzec marzeń o własnem szczęściu, żyć bez pragnień, bez nadziei, nie marzyć, nie czekać, a chcąc uniknąć znudzenia, które mu już dokuczyło, można zająć się cudzemi sprawami, cudzem szczęściem, a wówczas niespostrzeżenie nadejdzie starość, życie dobiegnie do końca i, więcej niczego nie będzie potrzeba. Wszystko stało mu się obojętnem, niczego nie pragnął i spokojnie rozumował, ale na twarzy jego, zwłaszcza pod oczami