Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciemnej postaci. Przejechał archirej w karecie, przestano dzwonić, zgasły jedno po drugiem czerwone i zielone światła na wieży kościelnej, była to bowiem iluminacya z powodu święta kościelnego, a ludzie szli, nie spiesząc się, rozmawiając, zatrzymując się pod oknami. Nakoniec usłyszał Łaptiew znajomy głos, serce jego zaczęło bić silniej, ale rozpacz go ogarnęła, gdy spostrzegł, że Julia Siergiejewna nie była sama, lecz w towarzystwie dwóch innych pań.
— To straszne, straszne! — szeptał Łaptiew, zazdrosny o nią. — To straszne!
Na rogu, przy skręcie w boczną uliczkę, zatrzymała się, aby się pożegnać z towarzyszkami i w tej samej chwili spojrzała na Łaptiewa, który również w tę samą stronę zdążał.
— A ja do państwa idę — powiedział. — Idę pogadać z ojcem pani. Czy go zastanę?
— Prawdopodobnie — odparła. — Do klubu jest jeszcze za wcześnie.
Uliczka przechodziła wśród ogrodów, przy płotach rosły lipy, rzucające przy blasku księżyca szerokie cienie, tak, że płoty i ogrody ginęły z jednej strony w zupełnym zmroku; słychać było szept kobiecych głosów, stłumiony śmiech, ktoś zdala grał na gitarze. Rozchodził się zapach lipy i siana. Szept niewidzialnych osób i ów zapach drażniły Łaptiewa. Nagle namiętnie zapragnął objąć swą towarzyszkę, pokryć pocałunkami jej twarz, ręce, ramiona, zapłakać głośno, paść jej do nóg i powiedzieć jak długo na nią czekał. Od niej rozchodził się lekki, zaledwie uchwytny zapach kadzidła; przypomniało mu to, że i on kiedyś wierzył w Boga, chodził do kościoła i marzył o czystej, idealnej miłości. Teraz, gdy widział, że to dziewczę nie kocha go, wydało mu się, że szczęście, o którem marzył przed laty, na zawsze stracone.