Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przeciwnie, pan doskonale rozumuje.
— Stoicy, których wy parodyujecie, byli znakomitymi ludźmi, ale nauka ich zamarła jeszcze przed dwoma tysiącami lat i ani jedna litera nie posunęła się naprzód i nie posunie się, bo to nauka niepraktyczna i nieżywotna. Miała powodzenie u małej garstki, spędzającej życie na studyowaniu różnych nauk, większość nie rozumiała jej. Nauka, głosząca obojętność dla bogactwa i dla wygód w życiu, pogardę dla cierpienia i dla śmierci, zupełnie niezrozumiała dla większości ludzi, bo ta większość nie zaznała nigdy ani bogactw, ani wygód; pogardzać zaś cierpieniem byłoby dla nich pogardą życia, ponieważ cała istota człowieka składa się z wrażeń, głodu, chłodu, krzywd, strat i hamletowskiego strachu przed śmiercią. W tych wrażeniach jest całe jego życie; można ich mieć za dużo, można je nienawidzieć, ale nie pogardzać niemi. Tak, powtarzam, nauka stoików nigdy nie może mieć przyszłości, a postępuje zaś jak pan widzi od początku do dnia dzisiejszego walka, czujność na ból, gotowość od odpowiadania na rozdrażnienie...
Jan Dymitrycz stracił nagle wątek myśli, zatrzymał się i potarł czoło.
— Chciałem coś ważnego powiedzieć i poplątało mi się wszystko — rzekł. — O czem to ja... Aha! Ktoś z pomiędzy stoików zaprzedał się w niewolę dla wykupienia swego bliźniego. Oto widzi pan, i stoik reagował na rozdrażnienie, bo dla tak wspaniałomyślnego uczynku, jak zniszczenie siebie dla dobra bliźniego, potrzeba wrażliwej i współczującej duszy. Tutaj, w tem więzieniu zapomniałem wszystko, czego się uczyłem. A weźmy Chrystusa? Chrystus odpowiadał na rzeczywistość tem, że płakał, uśmiechał się, smucił się, gniewał się, nawet tęsknił; On nie z uśmiechem szedł na cierpienie i nie pogardzał śmiercią, ale modlił się w ogrodzie Getsemańskim, żeby Go ominęła czara goryczy.