Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie. Można nie odczuwać chłodu i bolu. Marek Aureliusz powiedział: »Ból jest żywem wyobrażeniem sobie bolu; wysil wolę, żeby zmienić te wyobrażenia, odrzuć je, przestań się skarżyć i ból zniknie«. Słusznie. Mędrzec, albo wprost myślący człowiek wyróżnia się właśnie tem, że pogardza cierpieniem; zawsze jest zadowolonym i niczemu się nie dziwi.
— A zatem jestem idyotą, bo cierpię niezadowolony i dziwię się ludzkiej podłości.
— To nadaremnie. Gdy pan częściej zastanawiać się będzie, zrozumie pan, jak znikomym jest cały ten świat zewnętrzny, który wzrusza nas. Trzeba dążyć do zrozumienia życia, w niem prawdziwe dobro.
— Zrozumienie... — zmarszczył się Jan Dymitrycz. — Zewnętrzne, wewnętrzne. Przepraszam, ja tego nie rozumiem. Wiem tylko — rzekł, wstając i gniewnie patrząc na doktora — wiem, że Bóg stworzył mnie z gorącej krwi i z nerwów, tak! A tkanka organiczna, jeśli jest zdatna do życia, powinna reagować na każde podrażnienie. Ja też reaguję. Na ból odpowiadam krzykiem, łzami, na podłości — oburzeniem, na obmierzłość — wstrętem. Podług mnie, to właśnie nazywa się życiem. Im niższy organizm, tem mniej wrażliwy i tem słabiej odpowiada na podrażnienie, a im wyższy, tem czulszy i energiczniej reagujący na rzeczywistość. Jak można tego nie wiedzieć? Doktór takich głupstw nie wie! Żeby pogardzać cierpieniem, być zawsze zadowolonym i niczemu się nie dziwić, trzeba dojść do takiego oto stanu — i Jan Dymitrycz wskazał na tłustego chłopa — lub też zahartować się w cierpieniach do tego stopnia, żeby stracić wszelką na nie wrażliwość, t. j. inaczej mówiąc, przestać żyć. Przepraszam, nie jestem ani mędrcem, ani filozofem — mówił dalej Jan Dymitrycz, silnie rozdrażniony — ja nic z tego nie rozumiem. Nie jestem w stanie dowieść tego.