Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zwykle, przychodząc do nas, badał ją bardzo troskliwie, żądał, aby piła przy nim mleko z kroplami. I tym razem było to samo. Zbadał ją i kazał jej wypić szklankę mleka, a potem czuć było u nas kreozot.
— Oto mądrość — rzekł, odbierając od niej szklankę... — Nie wolno ci dużo mówić, a w ostatnich czasach paplesz jak sroka. Bądź cicho, proszę cię bardzo.
Roześmiała się. Potem wszedł do pokoju Riedki, gdzie i ja siedziałem, i poklepał mnie poufale po ramieniu i rzekł:
— No cóż, stary? — zapytał doktór, nachylając się nad chorym.
— Wielmożny panie... — odezwał się Riedka, poruszając lekko ustami — jaśnie wielmożny panie, ośmielę się powiedzieć... wszyscy od Boga zależymy, wszyscy umrzemy... Niech pan pozwoli prawdę powiedzieć... Jaśnie wielmożny pan nie wnijdzie do Królestwa Niebiebieskiego.
— Cóż robić — żartował doktór — musi choć ktokolwiek pójść do piekła.
I nagle stało się we mnie coś dziwnego; przywidziało mi się, że jest zima, że stoję w rzeźni w nocy, na dworze, a przy mnie stoi Prokop, od którego czuć zapach pieprzówki; zrobiłem wysiłek i przetarłem oczy i wtedy znów wydało mi się, że idę do gubernatora dla rozmówienia się z nim. Nic podobnego nie zdarzyło mi się, ani przedtem ani potem, i dziwne te wspomnienia, podobne do snów tłómaczę sobie wyczerpaniem nerwów. Przeżywałem i bytność w rzeźni i rozmowę z gubernatorem i jednocześnie zdawałem sobie wyraźnie sprawę, że nic z tego w rzeczywistości niema. Gdy odzyskałem przytomność, spostrzegłem, że już nie jestem w domu, lecz na ulicy i stoję obok doktora pod latarnią.
— Smutno, smutno — mówił i łzy spływały mu po twarzy. — Wesoła jest, śmieje się ciągle, jest pełna