Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zasadzili was tutaj, artystów! Bogatemu postawilibyście bańki, a biednemu nawet pijawki żałujecie.
Kiedy przyjechali do domu, Marta, wchodząc do chaty stała przez dziesięć minut, trzymając się pieca. Zdawało jej się, że skoro się położy, Jakób zacznie mówić o stratach i wymyślać jej będzie zato, że bezustannie się kładzie, a o pracy nie myśli. A Jakób patrzał na nią ze smutkiem i myślał o tem, że jutro jest Joanny Bogosłowy, pojutrze Mikołaja Cudotwórcy, a potem niedziela, potem poniedziałek, ciężki dzień. Przez cztery dni nie będzie wolno pracować, a Marta z pewnością umrze którego z tych dni; zatem trzeba trumnę robić dzisiaj. Wziął swój żelazny arszyn, podszedł do starej i zdjął z niej miarę. Następnie ona się położyła a on się przeżegnał i wziął się do roboty.
Ukończywszy swą pracę, Bronza włożył okulary i zapisał w swojej książce: »Marcie Iwanownie trumna... dwa ruble czterdzieści kopiejek«.
I westchnął głęboko. Stara leżała wciąż w milczeniu i z zamkniętemi oczami. Ale wieczorem, kiedy zmierzch zapadł, zawołała nagle starego.
— Czy pamiętasz Jakóbie? — zapytała, patrząc na niego radośnie. — Pamiętasz, pięćdziesiąt lat temu Bóg dał nam dzieciątko z jasnymi włoskami. Siedzieliśmy wtedy oboje nad rzeką i śpiewaliśmy z radości pieśni nabożne... pod wierzbą. — I, gorzko się uśmiechnąwszy, dodała: — Umarła dziewczynka.
Jakób wytężył pamięć, ale nie mógł sobie przypomnieć ani dzieciątka, ani wierzby.
— Śni ci się — rzekł.
Przyszedł pop, udzielił sakramentów św. i namaścił olejami. Potem Marta zaczęła mruczeć jakieś niezrozumiałe wyrazy i nad ranem skonała.
Staruszki-sąsiadki obmyły ją, ubrały i ułożyły do trumny. Nie chcąc płacić dyakonowi, Jakób sam od-