Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem, śmietanka była bardzo smaczna, a Sasza była mądrą, ładną dziewczynką...
Po herbacie Jarcew śpiewał, akompaniując sobie na fortepianie, a Julja i Koczew siedzieli milcząc i słuchali: czasem tylko wstawała Julja i cicho wychodziła, żeby spojrzeć na dziecko i na Lidę, która od dwóch dni leżała w gorączce i nic nie jadła.
— »Przyjacielu, miły przyjacielu« — śpiewał Jarcew; — Nie, państwo, choćbyście mnie zabili — rzekł i wstrząsnął głową; — nie rozumiem, dlaczego jesteście przeciwni miłości! Gdybym nie był zajętym piętnaście godzin na dobę, to niezawodnie zakochałbym się.
Nakryli do kolacyi na tarasie; było ciepło i cicho, ale Julja otuliła się chustką i skarżyła się na wilgoć. Gdy się ściemniło, uczuła się nagle nieco słabą, dostała dreszczy i prosiła gości, aby dłużej zostali; częstowała ich winem i po kolacyi kazała podać koniak, żeby nie odchodzili. Nie chciała zostać sama z dziećmi i ze służbą.
— My, letnicy, mamy zamiar urządzić przedstawienie dla dzieci — rzekła. — Mamy już wszystko, i teatr i aktorów, zatrzymuje nas tylko sama sztuka. Przysłali nam kilkanaście różnych sztuk, ale żadna nie jest odpowiednią. Pan lubi teatr i zna pan dobrze historyę — zwróciła się do Jarcewa — niech pan napisze historyczną sztukę.
— Cóż, mogę.
Goście wypili koniak i zabierali się do odejścia. Była już jedenasta, a dla letników to późno.
— Jak ciemno, nic a nic nie widać! — mówiła Julja Siergiejewna, odprowadzając ich do bramy.
— Nie wiem, panowie, jak wy dojdziecie. Ale, jak chłodno!
Okryła się jeszcze lepiej i wróciła na ganek.
— A mój Aleksy pewno gdzieś w karty gra! — krzyknęła. — Dobranoc.