Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy pan szczęśliwy? — zapytała.
— Nie.
— Kocha pana?
— Nie.
Łaptiew, wzburzony, czując się nieszczęśliwym, zaczął chodzić po pokoju.
— Nie — powtórzył. — Jeśli chcesz wiedzieć, Polino, jestem bardzo nieszczęśliwy. Cóż robić? Zrobiłem głupstwo, na które niema rady. Trzeba się filozoficznie na to zapatrywać. Ona wyszła za mnie bez miłości, głupio, być może z wyrachowania, ale nie zastanawiając się, i teraz poznaje naturalnie swój błąd i cierpi. Widzę to. W nocy śpimy, ale w ciągu dnia boi się zostać sama ze mną choćby przez pięć minut; szuka rozrywek, towarzystwa. Wstydzi się być ze mną.
— Ale pieniądze bierze jednak od pana?
— Głupstwo, Polino! — krzyknął Łaptiew. — Bierze odemnie pieniądze, bo jej jest zupełnie wszystko jedno, czy one są u mnie, czy nie. To uczciwa, czysta kobieta. Wyszła za mnie poprostu po to, aby odejść od ojca, ot i wszystko.
— A czy jesteś pan pewien, że wyszłaby za pana, gdybyś nie był bogatym? — zapytała Razsudina.
— Niczego nie jestem pewien — rzekł smutnie Łaptiew. — Niczego. Nic nie rozumiem. Na miłość Boską, Polino, nie mówmy już o tem.
— Kochasz ją pan?
— Szalenie.
Nastąpiło milczenie. Piła czwartą szklankę, a on chodził i myślał o tem, że żona spożywa teraz w klubie lekarskim kolacyę.
— Ale czyż można kochać, nie wiedząc zaco? — zapytała Razsudina, wzruszając z ironią ramionami. — Nie, w panu przemawia namiętność życiowa! Jesteś pan pijany! Jesteś pan zatruty tem pięknem ciałem, tą Rein-