Strona:Anton Czechow - Partja winta.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Hm!... Zabawne. Chyba zagramy... Sprobuję. — Peresolin zrzucił płaszcz i z uśmiechem, wyrażającym niedowierzanie, zajął miejsce przy stole. Urzędnicy na jego rozkaz też siedli.
Gra się rozpoczęła.
Gdy stróż Nazar o godzinie 7-ej rano przyszedł zamiatać „dyżurny pokój“ — zdębiał. Obraz, jaki ujrzał, wchodząc ze szczotką, był tak zdumiewający, że ma go przed oczyma nawet i teraz, gdy urżnie się do utraty przytomności. Peresolin blady, niewyspany, rozczochrany, stał przed Niedojedowym i, trzymając go za guzik, prawił:
— Zrozum-że. Przecież nie powinieneś był wyjść w Szeplewa, wiedząc, że ja mam siebie czwartego w ręku. Zwizdulin miał Rybnikowa z żoną, trzech nauczycieli gimnazjalnych, moją żonę, a Niedojechow — bankowców i trzy blotki z urzędu gubernjalnego! Cóż cię to obchodzi, że oni wychodzą w izbę skarbową! Każdy gra dla siebie.
— Ekscelencja wybaczy, wyszedłem w tytularnego, gdyż przypuszczałem, że oni mają rzeczywistego.
— Ależ panie drogi, tego nie wolno panu było nawet przypuszczać! To nie jest gra! Tak grają szewcy. Zrozum-że! Kiedy Kułakiewicz wyszedł w radcę dworu urzędu gubernjalnego, tyś powinien był zrzucić Iwana Iwanowicza Grenlandzkiego, ponieważ wiedziałeś, że ma on w ręku trzecią