Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dywidium powinno się ożenić. Bez małżeństwa niema szczęścia. Trafiły się okoliczności sprzyjające — to się żeń, nie marudź. Ale przecież wy się nie żenicie, wciąż na coś czekacie. Dalej, powiedziane jest w Piśmie Świętem, że wino rozwesela serce człowieka… Jeżeli ci jest dobrze i chcesz, aby ci było jeszcze lepiej — to idź do bufetu i wypij. Grunt — nie mędrkować, jeno żyć według szablonu. Szablon — to wielka rzecz.
— Pan mówi, że człowiek jest twórcą swego szczęścia. Jakim, u licha, jest twórcą, jeśli dość chorego zęba albo złej teściowej, żeby jego szczęście wywróciło się do góry nogami? Wszystko zależy od przypadku. Niechby się z nami zdarzyła teraz katastrofa, toby pan zaraz inaczej zaśpiewał…
— Głupstwo — protestuje nowożeniec. — Katastrofy zdarzają się raz na rok, żadnych wypadkow się nie boję, bo niema żadnej racji, żeby się zdarzyły. Wypadki są rzadkie. Pal je licho! Nawet mówić o nich nie chcę! Ale zdaje się, że dojeżdżamy do przystanku.
— Pan dokąd teraz jedzie? — zapytuje Piotr Piotrowicz. — Do Moskwy czy też dalej na południe?
— Masz tobie! W jaki sposób, jadąc na północ, mogę trafić gdzieś dalej na południe?
— Ale przecież Moskwa nie jest na północy.
— Wiem, lecz my jedziemy przecie do Petersburga.
— Do Moskwy jedziemy, zlituj się pan!
— W jaki sposób do Moskwy? — dziwi się nowożeniec.
— Dziwne… Dokąd pan wziął bilet?
— Do Petersburga.