Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lecz z początku westchnij, zatrzyj ręce, spójrz obojętnie na sufit, a potem tak, powoli, podnieś wódeczkę do warg i — natychmiast z żołądka po całem ciele rozchodzą się jakby iskry...
Po słodkiej twarzy sekretarza rozlał się wyraz błogości.
— Słuchaj pan — powiedział prezes, podnosząc oczy na sekretarza — mów pan ciszej: już drugi arkusz przez pana psuję.
— Ach, przepraszam, Piotrze Mikołajewiczu, będę cicho — odpowiedział sekretarz i ciągnął dalej półszeptem. — Potem, Grzegorzu Sawiczu, należy zakąsić, ale nie byle jak. Trzeba wiedzieć czem.
Najlepsza zakąska, jeżeli pan chce wiedzieć, to śledź. Zjadł pan kawałek śledzia z cebulką, z sosem musztardowym i natychmiast, póki pan jeszcze czuje iskry w żołądku, jedz, dobrodzieju, kawior, sam albo jeżeli wolisz, z cytrynką, potem — zwyczajną rzodkiewkę z solą, potem znowu śledzie, ale najlepiej — solone rydze... jeżeli je drobno pokrajać, jak kawior, i rozumie pan, z cebulą, z oliwą... palce lizać...
— Tak... — zgodził się sędzia honorowy, mrużąc oczy. — Na zakąskę dobre są też... tego... duszone białe grzyby.
— Tak, tak, tak! z cebulką, wie pan, z liściem bobkowym i różnemi korzeniami. Zdejmuje się pokrywkę z rondla, a tu z niego para bucha, zapach grzybów... czasem nawet łzy się cisną! Więc, jak tylko z kuchni przyniosą kulebiakę, trzeba wypić po raz drugi.
— Iwanie Guriczu! — wyrzekł płaczącym głosem prezes. — Przez pana już trzeci arkusz zepsułem.
— Licho go nadało, tylko o jedzeniu myśli — mruknął filozof Miłkin, robiąc pogardliwą minę. —