Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oku. Rozszerzył się świat i stał się wielkim, prawdziwym.
— Będzie dzisiaj upał, czy czujesz, że słońce już grzeje?
— Czyś ty, Goworek, widział kiedy wschód słońca? Ja dopiero po raz pierwszy... Nigdy się nie spodziewałem, żeby to było takie...
— Nie, takiego wschodu nie widziałem... Ładne to jest, niema co gadać... Ale i spać chce się również.
— Nigdy w życiu! Teraz spać? Patrzaj! Przecie to wszystko tak wygląda, jakby cały świat był szczęśliwy, jak gdyby już nie było niczyjej krzywdy, niczyich łez, ani niewoli, ani przemocy. Jaka potężna ułuda! Cudne są te chałupki między drzewami... I ktoby powiedział, że i tam są ludzie głodni, skrzywdzeni, ciemni, źli, żyjący, jak zwierzęta... Patrzaj na ten biały kościołek. Dzwonią, naprawdę dzwonią! Słuchajże!
— Ależ słyszę.
— To na Anioł Pański. Słowo daję, że gdyby tu nie siedziała taka małpa, jak ty, co to nic subtelniejszego... to doprawdy zdjąłbym kapelusz.
— Owszem, nie krępuj się, zmów sobie pacierz, a jak przyjdziemy do tej wsi, to się wyspowiadaj. Może cię tu przyjmą na kościelnego! będziesz proboszczowi...
— Tak, widzisz, doktorze, są takie zasuszone mumje emigracyjne, co nie potrafią już niczego odczuć, co się nie mieści ani w minimum, ani w maksimum...
— Te rzeczy są właśnie w średnimum, gdzie ope-