Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

metody robi zasadę, kto to uważa za swoją misję i z nią jedzie do kraju, ten powinien się zastanowić nad tem, co czyni. Mimowoli wszystko, co będziesz robił, będzie zmierzało do pogrążenia tego, co urodziło się w męce i sporach niezliczonych i co odtąd ma nas prowadzić. Jedziemy poto, żeby rzucić to słowo nowe, żeby je wycisnąć jak piętno niezatarte na duszach ludzkich. Słuchaj, Goworek, źle mówię: to nie jest żadne nowe słowo i nie jest to żaden wynalazek, jak ty powiadasz. Poprostu spostrzegliśmy, że brak nam w naszym codziennym pacierzu jednego wyrazu, że brak w naszej lutni jednej struny... że brak nam jednego palca u ręki, która kolosalną pracę podjęła. Rozumiesz? Teraz wszystko ruszy się i już nie ustanie. Teraz my tam u siebie zapuścimy korzenie, jak żywe, rosnące drzewo! I nie będzie siły, która będzie się mogła mierzyć naszą! Bo przypomnieliśmy sobie, czem i kim jesteśmy. Nie zapomniał o tem ani Niemiec, ani Francuz, ani żaden inny, ale my, jak ślepi, szukać musieliśmy swego imienia i miejsca własnego na szerokim świecie...
Gawarski stanął przed otwartym oknem i patrzył w ciemność. Ani słowem nie przerywał tyrad Jankowych, a ten gadał, jak w natchnieniu, zapomniawszy z pewnością, że go słucha zimny, przenikliwy sędzia. który nie puści mu płazem ani jednego słowa, nie wybaczy ani jednego liryzmu, który notuje sobie skwapliwie ślizkie miejsca i już w myśli przymierza do nich swoje najmocniejsze przyprawy z polemicznej kuchni.