Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z wami uczciwie, i jakbyście się skarżyli, tobyście zgrzeszyli...
— Jeżeli chcesz, to stary zgrzeszył, bo dopominał się o pięć rubli, których mu Kazik nie dopłacił.
— Trzmiel nie może być taką świnią, żeby nie wziął choć z puda, a resztę my podzielimy między siebie. Ubranie i starzyznę się tu zostawi, a nowa bibuła w każdym razie musi pójść i pójdzie, choćbym miał sam zabrać wszystko na swoje plecy.
— Trzmiel nie jest świnią, ale nie weźmie nic, bo zapowiedział, że jutro bierze okowitę. Przecież on tylko po to tu przychodził, żeby się dowiedzieć co do pakunków. Myśl nad tem, co jest, a nie o tem, co ci się wydaje. Szkoda czasu...
— Dobrze. Więc bierzemy na plecy co się da sprawozdań i dwuch ostatnich numerów i koniec na tem. A teraz spać.
— To też ja już odłożyłem dla siebie paczkę. Niewiele tego, ale wiem, że doniosę. Wszystkiego parę funtów, ale zato rzeczy podstawowe, które muszą zawsze iść przed wszystkiemi innemi.
Janek zamilkł i milczał tak długo, że Gawarski miał się na pogotowiu i trzymał pod ręką co najgrubsze pociski. Twarz mu się skurczyła i zrobiła się zaciętą, nieubłaganą; paczkę swoją zawiązywał starannie w pasiastą kołdrę i krępował sznurkiem. Wiedział, że pod tą kołdrą wygodniejby mu było spać, ale zaciął się.
— Słuchaj, człowieku — uroczyście zaczął Ja-