Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdzie schowane?
— Jak na świętej spowiedzi; nie było u nas książków nijakich, my nie uczone, żeby mnie tak Pan Jezus pokarał w tej godzinie...
— Ach, ty swołocz, ujdi odsiuda, sukina docz... Poszła mi precz z oczu, kanaljo!
— Powiem wszystko, jaśnie panie naczelniku, mój nie uczony...
Obraz ten przesunął się przed oczyma Rylskiego znagła, niespodziewanie. Po chwili podział się ze szczętem we mgle, i tylko głosy babskie dochodziły ostro, przenikliwie. Oto jedna właśnie zaniosła się od płaczu; podobne to było zdaleka do przytłumionego wycia.
A że właśnie jedna z gąsek wlazła mu prosto pod nogi, więc kropnął ją prętem, aż siadła w błocie i tak już została.
— Nic nadzwyczajnego, niechże mi kto powie, że to coś nadzwyczajnego? Tak bywa zawsze w podobnej okazji...
Ale ta mała swojska scenka rodzajowa, częsta i jedna z tysiąca, odbiła mu się w tej chwili tak głęboko w mózgu, jak gdyby wyżarta była piekielnym kwasem, który piecze. jak ogniem i pewne obrazy utrwala w pamięci na wieki wieczne, aż do godziny śmierci.
Dwie żebrzące baby, brnące za końmi po przez błoto. Dwóch psów umundurowanych, rozpartych w bryczce...