Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jutrzejszej wyprawy, ani o czekającej go po tamtej stronie ciężkiej pracy.
Szedł ku tej blizkiej przyszłości, jakby z pieśnią na ustach. Wiedział, że zaczęło się dlań nowe życie, pełne nieograniczonej nowej treści, gdzie wszystko wydawało się urocze i niepowszednie, jak w mgle tajemniczej. Przyjdzie czas, gdy rozwieją się niejasne uroki i wyjrzą na jasnym dniu kanty i gnaty rzeczywistości — i tam, w kraju, nie będzie ani cudów, ani cudownych ludzi, tylko to, co jest i jakie jest, ale tymczasem pozwalał sobie na słodycz marzenia i słuchał żabich chórów, wdychał krzepkie i pachnące powietrze i patrzył w gwiazdy.
Wreszcie wstał i spojrzawszy jeszcze raz w ciemności, gdzie niedaleko zdawał się stać twardy, niespożyty mur granicy, pomyślał wesoło: jutro o tej godzinie już będziemy u siebie.
Gdy wszedł do izby, zastał Gawarskiego przy pracy. Towarzysz, rozebrany do bielizny, siedział na podłodze i przy świecy rozpakowywał walizki. Cała izba była zarzucona porozkładanemi szpargałami. Na kupkach leżały broszury i gazety, Gawarski zaś pod światło badał jakąś starą garderobę i miał w twarzy skupienie i troskę.
— O, a to co takiego ma być? Czegóż ty człowieku szukasz?
Gawarski nie odpowiadał. Uważnie oglądał starą jakąś kurktę, potem badał również starą kamizelkę, liczył guziki, próbował kieszenie. Janek przypuszcza-