Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doszło do tego, że wkroczyli na tory rozmowy zasadniczej.
Było to już wieczorem, gdy wyspali się w czystej izbie u Skowrońskiego na pachnącej słomie, gdy zjedli obiad, składający się z gotowanej kury, a stanowiący zarazem kolację, gdy Trzmiel już sobie poszedł, zapowiedziawszy, że pójdą jutro, jak tylko zajdzie miesiąc. Wszystko zatem układało się pomyślnie.
Janek po kolacji poszedł aż na koniec wsi i długo liczył gwiazdy i wsłuchiwał się w granie żab, dopuszczając do siebie myśli lekkie i radosne. Cieszył się, że zobaczy siostrę i jej potomstwo, którego jeszcze nie widział na oczy. Cieszył się na myśl o Warszawie, skąd wyjechał przed sześciu laty. Pałał ciekawością przekonania się nareszcie, co się tam dzieje naprawdę w tym tajemniczym „kraju“, o którym tyle się mówiło na zebraniach i zjazdach, ale który jakoś coraz bardziej oddalał się i stawał się jakimś mitem, jakiemś tajemniczem obcem zjawiskiem dla większości starej emigracji. Więc się cieszył, że nareszcie wyrwał się z tej Europy. Ciągnęło go do przygód, do niebezpieczeństwa, do nowego, nieznanego życia. Czuł w sobie młodą, rwącą się do czynu siłę i spodziewał się rzeczy wielkich, nieopisanych. Lata paryskie i wogóle swoje mozoły zagraniczne żegnał z radością — pokpiwał sobie nawet niechcący i z siebie i z innych, którzy tam tkwili, pracując nad podniesieniem sprawy proletarjatu polskiego, który o nich wiedział jeszcze mniej. niż oni wiedzieli o nim. Nie myślał ani o trudach