Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mień. Poglądałem po ludziach stojących wkoło i spotykałem ich oczy i wyraźnie wiedziałem. co zaś każdy w osobności swoich myśli czuje. Tedy rosła we mnie dusza i rosła, aż jej za ciasno było w kościach, i chciało się jeno ręce rozkrzyżować i rymnąć na podłogę kościelną i ryczeć w płaczu serdecznym. I niejeden to samo czuł z onych chłopów, bo chlipali gęsto wokoło, zwłaszcza, który był już wyspowiadany.
„Co komu prawił ów ksiądz, skąd mnie wiedzieć, spowiedź — tajemnica... Ale mnie przejrzał on na durch, jak w jasnowidzeniu, po paru moich pierwszych słowach, które ja jąkający się jemu w ucho włożyłem. Sam potem prawił już do samego końca, i nie była to zwyczajna spowiedź, jeno jakbym u samego Boga Wszechwiedzącego był na posłuchaniu. Tedym, odchodząc już, wiedział, czego nam braknie, i tom wiedział, że nigdy nie zaspokoją tęsknoty narodu chłopskiego ci, co ze mną tyle lat sprawę mieli, co książki do nas ciągali zabronione i o kosach chłopskich gęsto gadali (tylko akurat im było do kosy).
„Powróciłem ja do dom skruszony i radosny. a o pierwszym śniegu zjechali do mnie z Warszawy panowie, nakazali zwołać z okolicy takich, co są najlepsi, i siedliśmy tu w mojej chałupie na naradę. Słuchałem ja z pilnością wszystkiego, co powiadali panowie, bo nigdy jeszcze tylu znacznych person u mnie nie bywało. Słuchałem, słowa nie opuściłem, jeno tego, czegom najbardziej był wyglądał, tegom się nie doczekał. Szkoda — pomyślałem sobie, bo osoby były godne i od całych lat my do nich przywykli, jako do