Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pocznienie? Czy dasz mi nowy, niesłychany byt? Czy ty otworzysz mi krainę nieprzeczuwaną, kędy na progu spotka mnie matka moja, która odeszła?



A teraz w zapomnieniu zostal stary pocieszyciel. Jest nowy wybawca. Plodny, wielki czyn!
Hej, rzucić siebie na pastwę!
............
I piękne bylo i straszne to jej życie — chwila, życie czekanie. Albowiem lada dzień, lada godzina...



Otoczyli ją ludzie z żelaza i dlugo nauczali rzemiosla swojego — sztuki pożytecznego umierania. Nowe codzienne udręczenie zastąpilo dawną mękę życia. Dawala się męczyć. Przerzucala ją cudza wola po świecie. Obcy ludzie wokolo, a ciąży duszy tajemnica, a niewolno nikomu slowa szepnąć ze strasznej tajemnicy.
W długą noc bezsenną przychodzila godzina najgorsza. Znowu ręka ujmowala za broń. Lecz napróżno szukać bylo, czym ją nabić. Gdzieś się zapodzial ów ostatni ladunek, opuściI ją stary pocieszyciel. Aż odnalazł się przypadkiem, zagubiony w drobiazgach. Znowu szeptać zacząl: jam jest odpocznienie i cichość wieczna.
Oparła mu się niejeden raz. Było to bowiem wbrew rozkazowi.
Bywało lżej, bywalo ciężej. Ładunek wydobyty czekał i kusił ku sobie.



Spotkalem ją, nieznajomą. Zaczęła mnie od pierwszego spojrzenia dręczyć swoją nieznajomą tajemnicą.