Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na biurku futerał, pana z za fotelu me widać, tylko ręka lewa wisi bezwładnie spuszczona. Olaboga, nieszczęście się stało.
Dopadł. Patrzy w niego pan żałosnemi oczami, szepce cichuteńko i płacze.

Siewierskiego trzeba było zadźwigać na łóżko. Odwrócił się do ściany i płakał. Wszystkie żale zeszły się w tym płaczu pomagać, płynęły i płynęły łzy.
Stary Krysztalewicz siedzi nad nim i opowiada anegdoty.
— Czemu się pan u djabła nie śmiejesz, kiedy dowcipne? Z tegosamego właśnie śmiał się przed godziną jeden stary grzyb, który dziś w nocy umrze. A ty nic, choć będziesz żył, aż do skutku? Co cię boli? Czego chcesz? Na co masz gust? Dawajno tu puls. No — mówiłem, trzeba się szanować. Nerwy to są nerwy, a nie postronki. A tych miłych rzeczy używaj na deser, bo to nie kartofle. Wyglądasz, jakbyś przejechał przez wyżymaczkę. Cóż to za djablica obracała korbą? Sprany jesteś, sprany, wymydliło cię-poczekaj, ja cię teraz wysuszę i wyprasuję. A nie wstyd ci? Tak się dać. Przecie ty mocny chłop, niczym nieboszczyk ojciec. A i to był ananas, panie świeć nad jego duszą. Niedaleko jabłko od jabłoni. Kochaj się, puszczaj się, kiedyś głupi, ale żebyś, smyku jeden, nie zapominał o tych, co cię na kolanach nosili; trzy razy ci życie odratowałem. Czekajże: szkarlatynka (ciężka), tyfusik (byłeś w ósmej klasie), no a potym te chryje, mniejsza o to. Siedzisz już pół roku, po gazetach cię poniewierają (no i chwalą), a do mnie ani nogą. Dopiero, jak