Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chce się wydać ku rozpaczy szanownej rodziny wyzeż wzmiankowanego Stasia. Gdyby wcześnie zaczęła, mogłaby być jego matką. Skandal! Zaszalała się w dziecku. Tak zawsze na starość. A moralność? A rodzina? A opinja? To też mam tu artykuliczek, który później odczytamy. Na razie, honor zawodowy i mój własny każą mi uprzedzić wielce szanownego pana, że, podając Curriculum Vitae owej Mesaliny (smutny obowiązek dziennikarski), musiałem mówić cokolwiek i o panu, który jest chlubą Polski i zagranicy. Musiałem, panie! Musiałem, bo albo się ma zasady, albo ich się nie ma. Wielka to dla pana przykrość i że tak powiem, pewien łatwy do zrozumienia wstyd. Trudno! To też przyszedłem uprzedzić zawczasu, jak przystało między ludźmi honoru i obowiązku wobec etyki, społeczeństwa i Polski. Ja zawsze z otwartą przyłbicą... A oto artykuł.
— Ileż chcesz? — spytał Siewierski zakłopotany.
— Tysiąc rubli, zważywszy kwitnący stan majątkowy wielce szanownego pana. Ona ma zapłacić pięć tysięcy, pokrzywdzonego rodzina też tysiąc.
— Człowieku, zacóż tamci?
— Przejechałem się i po nich, bo rodzina dziedzicznie zdegienerowana. Wywodzą się z Targowic, od stu lat brudy. Niech pan liczy, że to interes ideowy — 75% idzie na redakcję, a ja, który muszę utrzymywać ociemniałą babkę Toporską, z domu Bujno...
— Dosyć tego — zaczął się oburzać Prycza. — Daj mu, Siewier, piętnaście blatów. A jak słowo piśniesz, złodzieju, ode mnie weźmiesz piętnaście razy po pysku.
— Milcz! Michorewicza jeszcze nikt ani nie nastraszył, ani nie przekupił. Bijali mnie więcej niż piętnaście