Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

świadomą siebie potęgę panowania, bezwstydną hardość odgadywania i niepohamowaną, potworną, nigdy nienasyconą żądzę niebywałego, pogoń za chimerą — namiętną tęsknotę do piekła.
Porwała go za sobą gdzieś daleko poza zmysły, w krainę rozkosznego obłędu, gdzie się dzieją poczwarne cuda. Wraz z nią dostąpił tajemnicy: pokochał ból rozkoszy. A wkońcu obłąkaną żądzę śmierci na stosie ognistym — śmierci z rozkoszy.
Spalał się, ginął i radował się swym zatraceniem. Nie postała w jego głowie zła myśl. Dzieliło się jego życie na godziny upojenia i na martwy długi sen ze śmiertelnego wyczerpania nerwów. Budził się w marzeniu o tym, co go czeka. Czekał niecierpliwie, licząc godziny, malując byle co, robiąc niewiadomo co. A potym biegł — tam.
Chwilami pani Narcyza spoglądała na niego bacznie, podejrzliwie. Były to chwile jego furji, miłosnego zapamiętania. Zdarzały się momenty, że nagły strach ściągał jej niepokalane rysy, a cudne ramiona odpychały go z siłą. Ona, która wszystko wiedziała i o wszystkim zawsze pamiętała, myślała wówczas ze strachem i z nawpół kuszącą odrazą o tym, o czym dawno już zapomniał sam Siewierski.
Już dawno nie przemknęło mu się przed oczami ponure widmo — sznurowej sieci i okropnej jego walki ze sznurową siecią. Ale pani Narcyza pamiętała wszystko i chwilami drżała ze strachu przed czymś. A nawpół świadomie pragnęła i tego.