Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czam, a on z tej niebywałej stopy uczynił świętość. Czego on nie zniósł, czego nie przedsiębrał! Przecie to czterdziestoletnie pacholę! Czysty, niewinny, wstydliwy. — Musi udawać lowelasa, uwodzić mężatki, panny, choć uważa to za świństwo. Bo jakże tu do tej stopy. Nie możnaż powiedzieć poprostu: Proszę pani — jako artysta i w imieniu czystej sztuki, proszę o zdjęcie pantofelka i pończoszki...
Trzeba się głęboko pogrążyć w komedje miłosne. To ciężka praca. A rzecz byłaby najłatwiejszą w świecie, gdyby chłopu chodziło o samą rzecz, czyli o kształt. Ale gdzie tam...
— No, a co?
— Mówiłem: tu się kryje idea. Wiesz, że ja tam zawsze mam kupę dziewczyn — każda ma po dwie nogi, więc też patrzę. Przyprowadzam mu raz prześliczną taką Staśkę. Widzę, zły, odwraca się do ściany, nie chce gadać. A kiedy, na nic nie zważając, pokazała obie nogi (rozumie się, zdjęła ze siebie wszystko, no, mówię ci, Wenus!), Koturn spojrzał z pode łba i orzekł: Panna jest cudownie zbudowana i stopę ma prześliczną, ale idealną stopę może mieć tylko kobieta czysta. Staśka się obraziła, rozwarła jadaczkę po warszawsku, jak to one potrafią. A on do mnie: też z ciebie cham. Nie rozumiesz, że piękno, to coś więcej, jak burdel. Niezmiernie fałszywe i niezmiernie głębokie słowa. Niezmiernie szanuję kolegę Mielczaka.
— No a ty? Jak się czujesz?
— Niema większego szczęścia, jak być Pryczą. Daj ci Boże, żebyś i ty kiedyś doszedł do tegosamego.