Przejdź do zawartości

Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

razem, bo nas przed samą śmiercią rozsadziły osobno. I ja pójdę i oni pójdą najdalej pojutrze. Nadejdzie jednak dzień zapłaty!“
Weszycki przerwał i milczał przez chwilę. Cicho było w izbach, i tamci siedzieli cicho w ciemności, tylko za oknem huczała fabryka, i dzień i noc idąca.

„Tobie, Cecyljo Kiełzino, żono poślubiona, moje pożegnanie, moje błogosławieństwo i taki nakaz: jak gadałem na ostatnim pożegnaniu na sądzie: dzieci naszych nie krzywdzić, jak za chłopa pójdziesz! Twoim nowym dzieciom to nie ubędzie, bo to ci każę — za porządnego gospodarza się wydaj! Jeszcze ci powtarzam — za Oleśniaka, co owdowiał, bo pół naszego gruntu jest z nim o miedzę. Baba babą, nowego chłopa słucha zawsze i jego dzieci zawsze przodem. Ale ty nie tak! Pamięta], że partja będzie dbała i rady ci da. Dobraś była aż do końca i tak ci piszę, bo jest prawda. Płacz, to ci ulży, na mszę daj nie raz, nie żałuj, bo moja śmierć to zasługa! Jak proboszcz będzie ci na mnie szczekał, to mu gębę zatkaj, nic mu nie wierz, bo nasza prawda. Sklepnikowi z monopola we Włoczyskach zapowiedz, że nie ja mu łeb rozbiłem przy robocie, bo my tam nie robili. Na sądzie się wyparł, czyli jest znaczy jako porządny, bo wierzył i się odgrażał, Mnie to nie pomogło, bo i tak już było za nadto dość. Powieszą mnie i umrę z letkim sumieniem, a światłość wiekuista niechaj mi świeci!
Tobie, żono, pozostawiam moją ostatnią wolę