Przejdź do zawartości

Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Podły chłopcze, bandyto, szubieniczniku! Ja ciebie nie znam, ja ciebie nigdy nie widziałem! Nie znam twojej matki i nie wiem, gdzie mieszkacie, ani jak kto z was się nazywa! Niech przepadnie taka gałgańska rodzina! Żeby mi się żadne z was na oczy nie pokazało!
I ująwszy się oburącz za głowę, lamentował: Jestem zgubiony! Jestem skazany! Wciągnęli mnie w pułapkę! Przepadłem i ja i moja rodzina! Ajaj! Ajajaj!...
Chłopczyna strapiony zabrał papierek i czekał na jakieś wyjaśnienie. Ale kuzyn zawołał stróża, tęgiego żyda i rozkazał głosem naczelnika:
— Bencjan, słuchaj, co mówię! Wyprowadź tego nieznajomego łobuza za bramę. Powiedz jemu, że jak się jeszcze raz pokaże, to go każę aresztować! Ty, Bencjan (jak, czego nie daj Boże, na to przyjdzie), będziesz świadczył, że ja go nie znałem i ja go wyrzuciłem za drzwi! Paszoł won!
Chłopak zmartwił się takim obrotem sprawy, ale za to nabrał nadzwyczajnej ciekawości do tajemniczego dokumentu. Zaraz następnego dnia puścił się na poszukiwanie człowieka godnego zaufania i umiejącego czytać po polsku. Po długich staraniach natrafił na jednego, co umiał czytać po rosyjsku i trochę po polsku. Był to wskazany przez jednego kupca (kupiec ten nosił swój sklep w jednym koszu) tajemniczy człowiek, który stawał zawsze na targu na Gęsiej i nic nie robił tylko gadał ze wszystkiemi wesoło i ze wszystkiemi miał interesy, polegające na tem, że krama-