Strona:Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O jedno jedyne dbać: we wszystkiem, zawsze, wszędzie dostrzec, wskazać nieomylnie i nazwać po imieniu to, co jest — prawdę. Prawdą będzie pisane dzieło epoki, objawienie, za którem tęsknią nasze czasy.
Nie dokonają tego stare czcigodne głowy, osiwiałe lub łyse od zasługi i sławy. Nie podoła temu ich wielki kunszt ani serce zakochane w marzeniu o Polsce. Ani najmłodsi, którzy nie czują wolności narodu, gdyż nigdy nie zaznali niewoli i dostali Polskę za darmo. A dokona jeden z tych, których młodzieńcami zasłała Wielka Wojna, albowiem w ich to duszach żywię i tętni cud dziejowy, przełom polskiego Losu.
Marek dźwigał ciężką zadumę swego utajonego marzenia. Wrastało ono w jego duszę i olbrzymiało ponad wszelką nadzieję, by mógł je kiedykolwiek ogarnąć. Kusiło, upajało niepodobieństwo i odrącało, miażdżyło wniwecz i w śmiech obracało polatujące samotne dumania. Aż w pewnej jasnej godzinie ukorzył się przed wielkością własnego marzenia, stał się artystą. Nie dla siebie zamarzył, ale dla swego narodu. Nie dla niego dzieło, ale on cały dla dzieła. Życie mu poświęci, będzie walczył, będzie się zmagał i albo zwycięży... Albo dokona, ile będzie mógł, resztę wypełni ktoś inny, większy.
Nowe życie otworzyło się przed nim, — ogrom pracy. Rozglądał się wokoło a nic nie widział. Nie wiedział, od czego zacząć swoje wielkie badania. Radził sobie, jak mógł. Codziennie chodził do Lourse’a.
Tam w godzinach przedobiednich przerozmaici