Strona:Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poczynać: spokojnie, powoli, zawsze z cuglami mocno w garści. Jeszcze dzisiaj... Nie! Przez dwa tygodnie nie weźmie pióra do ręki. Już! Nagle szalona myśl. Wziąć z szuflady byle co i przeczytać Nusymowi zaraz, natychmiast. Poprostu dla objektywnego sprawdzenia. Nie pytać go o zdanie, nie dać mu pary z gęby puścić i tak odra.“.u po oczach mu będzie znać, co to takiego jest, a czem nie jest. Ma się wstydzić takiego Nusyma? A jeżeli się okaże, że — owszem (choćby w minimalnej części — owszem), to co za ulga! Jakie szczęście! W tym wypadku nie grozi mu hańba śmieszności, a więc i ona jeszcze... Jeszcze...
— Teraz rozumiesz, że w najuczciwszym interesie niepodobna ani kroku ruszyć bez kanalji. Kanalja nie da się wyrugować. Sprobujno co zacząć w nieposzlakowanem gronie, w dobranem i przebranem. Myślisz, żem nie próbował i tego w moich początkach? Do dziś dnia prowadzę strasznie przykrą likwidację „Utwodu“ — o, tu obok, za ścianą...
— Ten okropny parch? Żebyś ty wiedział, co on odpowiada przez telefon! Wyobrażam sobie, jak mu tam wymyślają! A potem wyje, wyje całemi dniami, jak obłąkany pies.
— Wiem — Chór Pielgrzymów. To zapamiętały wagnerzysta, ale zupełnie pozbawiony słuchu. Zacności dusza, wszystko co miał stracił, byle tylko wyjść z honorem. A nieposzlakowana kompanja śmiertelnie skłócona, oszczerstwa, sądy. Człowiek nieposzlakowany, kiedy się weźmie do interesów, dziwnie szybko staje się gorszym od żyda, lepszym od najlepszej kanalji.