Przejdź do zawartości

Strona:Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ktoś go dręczył. Ach, cóż to było? Czarna dama pożegnała się ostatecznie, odchodząc, odwróciła się jeszcze raz nagłym ruchem z nieopisanym wdziękiem i szybko zbliżała się w jego stronę. Marek skulił się, pochylił głowę, wsunął nos w gazetę.
— Według wiadomości prywatnych wojska powstańcze wysadziły mosty na Odrze między Starym Koźlem a fortem Kozielskim. Wstrząśnienie było tak silne...
Przeszła, poszła i dawno jej niema. Co mi jest?
— Sapieha oddawna dojrzał do upadku i opinja Komisji Sejmowej nikogo zdziwić nie może. Gdyby pan St. Grabski lub jego zastępca p. Falkowski niezwłocznie po wybuchu powstania górnośląskiego zwołali komisję spraw zagranicznych... Odpowiedzialność za wrogą nam decyzję komisji Opolskiej spada na...
Idjotyczne. Ale strach był mocniejszy. Coś go opętało, oplątało. Czuł w mózgu tępy ciężar. Podobnie było kiedyś, gdy zaczadział na froncie w biaroruskiej izbie. Zapamiętał, że gdy się ocknął w nocy, ćwierkał świerszczyk. I teraz ćwierka. Nie — to wróble. Niech ona sobie myśli, co chce. Wreszcie powiem poprostu, że skłamałem, bom nie wiedział, jak wybrnąć. Tak się zawsze gada narazie. Ale wiedział, że nie o to mu chodzi. To było zupełnie co innego.
— Lloyd George’owi chodziło o to, aby Niemcom jednocześnie dać do podpisania miljardowy rachunek odszkodowań i ofiarować akt darowizny G. Śląska. Powstanie popsuło tę kombinację. Książę Sapieha nie otrzymał posłuchania u Lloyd George’a. Jest to tak niesłychane w dziejach dyplomacji...