Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więcej do sennego majaczenia, tęsknoty za upłynionymi bezpowrotnie czasami.
Z mowy wieje jakieś marzycielstwo przedstawienia rzeczy wiernie, wyraziście i dobitnie, a to z tą tragiczną grozą, przed którą słuchacz truchleje i ma pewne poszanowanie dla siły i namiętności bohatera.
Nie chętnie, ale musiał go Sablik odprowadzać w swem opowiadaniu, do jakiegoś lochu węgierskich zamków nad Wagą, najczęściej jednak do więzienia na samej łysinie Orawskiego zamku, skąd się mógł ratować, podarłszy swoją bieliznę w strzępy i powiązawszy w długą taśmę.
Po takich linach, które nigdy nie dosięgły spodu, spuszczali się »Sabałowi honorni hłopi«.
Żałował ich zawsze, że tak wcześnie musieli gnić w lochach, lub ginąć na szubienicy, »bo byli setni i dobrze towarzýsowali, a jeden za drugiego byłby się dàł na drobne kąsecki porąbać.«
Szkoda, że nie spisano tych wszystkich, tak obfitych podań zbójeckich.
Podczas śpiewania pochmurniał Sabała. Postać jego kuliła się coraz więcej, czoło marszczył raz po raz.
Wargami ruszał; widocznie wymawiał odpowiednie słowa do pieśni.
To, co śpiewał, czuł doskonale, a jeżeli nie