Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Później dorósłszy, opuszczał chałupę, a włóczył się po górach i lasach. Nieraz trzeba było długo łazić, zastrzegać się, by coś upolować. On się jednak nigdy nie zrażał niepowodzeniem.
Wolał bowiem włóczyć się po reglach i halach, bić się z Liptakami o zwierzynę, niż siedzieć w domu. Mówił:
— Wolàłek Luptàkowi trzý razy dać w gębe jak sobie ràz co włozýć. Ja łakomy nigda nie był.
Polowacka to też jego ulubiony temat do opowiadania i zdaje się, żeby mu się nigdy nie wyczerpał.
— Kie my przýśli na Orawe — toz tok poślakowàł niedźwiedzia i zabiéłek go. — No i dobrze nie barzo — obłupiéłek go — haj — i upiók co zwięksa. — Jaze przýlatuje ku mnie takà wartkà liska. Straśnie była pokornà, ogon trzýmała miedzý nogami — haj. — Ni mogek sie jej obegnać, a strzélać sie do niéj nie opłaciło, bo była młodà i byłbyk se dźwiérza postrahàł — haj. — Jazek sie długo nie namyślàł. Myśliwskie prawo krótkie. Łapiłek jedne pieconke, co okapowała na patyku i prasnonek jej to. Łap i poleciała.
Innym razem nie służyło szczęście, a było ich kilku. Rozłożyli się pod grubym świerkiem »na nocnik« i rozpalili watrę. Gdy wiatr się w nocy zerwał, zabrał drobne węgle z ogniska i wsypał we włosy najbliżej spiącemu Sabale.