Strona:Andrzej Kijowski - Dziecko przez ptaka przyniesione.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze — łagodnie przerwał sędzia. — Teraz niech pan o zajściach opowiada, a nie o wojnie, w której udział miał pan chwalebny.
— Szedłem zatem, a raczej kusztykałem, panie, bo nogę miałem uszkodzoną płytą wyrwaną z trotuaru, którą pod stopy mi rzucono, gdym tłum rozpraszał. Ulica pusta, jakby noc była głucha, chociaż w samo południe z ciężkiej służby szedłem przewiązywać rany moje... Wtem słyszę tarkot... Zrazu słaby, jakby zwykłej furmanki chłopskiej, co gościńcem z dala nadjeżdża. Nic nie widzę, bo mgła była tego dnia krytycznego — o, gęsta, jak pod Kostiuchnówką, gdyśmy...
— Innym razem!
— Tak jest, panie sędzio. A to słyszę, już nie wóz jedzie, ale walec się toczy i zgarnia przed sobą wszystko, co napotka. Nie walec, lecz dom jakiś ruszył — może ziemia pęka, bo drżenie poczułem, jak pod Gorlicami, kiedy artylerie trzech armii przemówiły razem.
— Przesada! — ktoś zakrzyknął.
— Być może — on odrzekł — opowiadam, co czułem, wtedy, gdy ten czołg się toczył wprost na mnie. Więc stanąłem...
— I w nogi! — znów okrzyk (śmiech na sali).
— Cisza! Niech świadek swą powieść bez przeszkód podejmie.
— Tak, uciekłem, przyznaję... Biegłem co sił, kulejąc, w stronę bitwy, co wrzała wokół Esplanady...
...Klamki bram szarpałem, po drodze, szukając schronienia. Zamknięte na głucho! Okna osłonione — noc! W biały dzień, chociaż mglisty, noc! Policjant zna dobrze samotność wśród domów uśpionych, w tej ciszy, co jak łoskot idącemu huczy. Teraz kanonada, krzyk, grzechot sunącego czołgu tak były ogromne, że mnie ogłuszyły — zdało mi się, że to cisza o skronie tak bije, jak na posterunku...