Strona:Anatol France - Zazulka.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawdą-że jest Zazulko, że młodzieniec ten jest tym samym, którego pragniesz poślubić?
— O tak! to on! to on! maleńki królu Mikrusie — wykrzyknęła Zazulka, — Spójrzcie tylko drogie Krasnoludki, przecież śmieję się z nadmiaru szczęścia.
To powiedziawszy, rozpłakała się. Łzy jej wilżyły lica Jantarka, ale zaprawdę były to łzy szczęścia. To znowu wybuchała śmiechem i powtarzała tysiące najsłodszych słów, choć zupełnie pozbawionych sensu, podobnych tym, które szczebiocą maleńkie dzieci. I nie przyszło jej na myśl, że widok jej radości może napełnić smutkiem serce króla Mikrusa.
— Ukochana moja — rzekł Jantarek, — odnajduję cię taką, jaką odnaleźć cię pragnąłem. Jesteś najpiękniejszą i najlepszą ze wszystkich istot na ziemi. Czuję, że mnie kochasz! Bogu najwyższemu dzięki — kochasz mnie! Ale Zazulko moja, czy w sercu twem nie gości ani odrobina uczucia dla króla Mikrusa, który wyzwolił mnie z kryształowego lochu, w którem zdala od ciebie, więziły mnie przez długie lata Boginki Wodne?
Zazulka szybko zwróciła się ku królowi:
— Tyś to uczynił, maleńki królu Mikrusie? — Kochałeś mnie i ocaliłeś tego, którego ja kocham i który mnie kocha...
Głos jej się załamał ze wzruszenia, osunęła się na kolana, kryjąc twarzyczkę w dłoniach.
Rozrzewnione Krasnoludki zlewały gorącymi łzami groźne swoje kusze. Tylko król Mikrus był spokojny. Zazulka natomiast, która dziś dopiero odczuła całą głębię dobroci jego i przywiązania dla niej — uczuła zarazem, że kocha go jak rodzonego ojca. Ująwszy Jantarka za rękę, rzekła:
— Kocham cię Jantarku. Bóg jeden wie, jak bardzo cię kocham. Ale czyż mogę opuścić maleńkiego króla Mikrusa?