Strona:Anatol France - Zazulka.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mocniejsze jego lance, a im mocniejsze lance, tem słabszy nieprzyjaciel.
Nie dostrzegając nigdzie żywej duszy, począł Jantarek uderzać gwałtownie rękojeścią miecza o bramę pałacu. Wreszcie usłyszał jakiś piskliwy trzęsący się od starości głosik i podniósłszy głowę, ujrzał w jednem z okien maleńkiego starowinę, z długą siwą brodą.
— Ktoście zacz? — zapytał staruszek.
— Jantar ze Srebrnych Wybrzeży — brzmiała odpowiedź.
— Czegóż tu chcecie?
— Żądamy wydania Zazulki, księżniczki Żyznych Pól, którą bezprawnie więzicie w waszem kretowisku, obrzydłe krety! — krzyknął doniośle Jantarek.
Krasnoludek znikł. Widząc, że są sami Szczerogęba rzekł:
— Nie wiem, czy się nie mylę miłościwy panie, zdaje mi się jednak, żeście nie zużytkowali wszystkich powabów przekonywającej wymowy.
Szczerogęba nie lękał się niczego, ale był już stary a z biegiem lat serce jego wypolerowało się podobnie jak jego czaszka. Nie lubił drażnić nikogo. Za to Jantarek unosił się coraz bardziej i krzyczał coraz głośniej:
— Otwierajcie bramę krety podziemne, kuny, łasice, tchórze, szczury wodne! Otwórzcie bramę, bo uszy poobcinam!
Ledwie te słowa wymówił, drzwi kute w bronzie otworzyły się na oścież, pomimo, że nie było nikogo, ktoby odsunął potężne ich skrzydła?
Lęk zdjął Jantarka, ale bez chwili wahania przekroczył tajemniczy próg bramy, odwaga jego bowiem większą była jeszcze od doznanego lęku. Gdy weszli w dziedziniec, ujrzeli we wszystkich oknach, na wszystkich krużgankach, na wszystkich gzymsach, i na wszystkich da-