Strona:Anafielas T. 3.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
375

Czemuż tuk cicho na Trockiém zamczysku?
Czemu jesienny wiatr jęczy tak smutnie?
I ludzie płaczą? ognie niezatlone
Gasną w ogniskach, dymią zapomnione?

Patrzcie — ostatni bohatér na Litwie
W czarnéj komnacie, na boleści łożu,
Leży i czeka bezsilny skonania.
Witold to wielki, lecz nie Witold młody,
Którego oko dumą się i siłą,
Ufnością w sobie i męztwem świeciło;
Nie ten to Witold. Złamany walkami,
Z oczy zgasłemi, dłońmi bezsilnemi,
Blada twarz kością przegląda z pod skóry,
Czoło się zryło, policzki zaklęsły,
Usta zapadły, a pierś, niegdyś pełną
Marzeń, nadziei, teraz smutek wzdyma.

U jego łoża, młoda, druga żona,
Z suchemi oczy, padła zamyślona;
Niepokój tylko widać na jéj twarzy,
Niéma miłości, niéma w niéj rospaczy.

Stary Algimund klęczał u nóg Pana,
Nogi całuje, na piersi rozgrzewa,
Łzami srébrzystą brodę swoję zlewa;
Widzi śmierć blizką nad Witolda głową,
A nie chce wierzyć w koniec bohatéra,