Przejdź do zawartości

Strona:Anafielas T. 3.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
358

Do swych piersi przytuliła.
A! ostatni raz to może
Na dziewicze wiedzie łoże,
I uśpi ją snem dziecinnym,
Snem młodości, snem niewinnym,
Za którym jasne marzenia
Stoją ze skrzydły złotemi,
W których świat w niebo się zmienia,
W których słodziéj, niż na ziemi!

Henryk jeszcze stoi w sali,
Witold za ręce go chwyta.
— Chodź, mój gościu! — szepce cicho —
Chodź! chodź za mną! Ja chcę wiedzieć,
Z czém Jagiełło cię przysyła. —

Weszli w Witolda komnatę.
Nagie ściany, twarde łoże,
Skóra niedźwiedzia na ziemi,
Na ścianie na krzyż dwa miecze,
W środku ognisko niezgasłe,
Znicz — Litewskim obyczajem,
Żadnych bogactw, ni wygody,
Gliniany kubek do wody,
Trąbka miedzią okowana,
A dokoła biała ściana
Dymem ognia okopcona.