Strona:Anafielas T. 3.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
305

— Na pień lennika! na pień wywiodę!
Serce mu wyjem, krew mu wytoczę! —
Witold ramiony ruszył z pogardą.
Napróżno Skirgiełł ciągnął się, wrzasnął,
Chce go pochwycić. On popchnął hardo,
I drzwi za sobą, śmiejąc, zatrzasnął.

Jedzie i duma, śpieszy do Grodna,
W Podlasie bieży, zbiera swe woje.
— Na Bogi! Litwa lepszego godna!
Skirgiełło! w ręce popadła twoje!
Niedługo będzie królować źwierzę,
Przyjdzie silniejszy, swoje zabierze. —

Mówił, lecz napaść sił miał zamało.
Walczy sam z sobą, choć wre w nim męztwo.
Rozum wątpliwe wskazał zwycięztwo;
Każe mu czekać — czekać przystało.
Skirgiełł niedługo w Litwie pobędzie,
Na Połock rusza — czas Witoldowi;
Pójdzie na Wilno, w Wilnie usiędzie,
A wówczas biada Polski Królowi!