Strona:Anafielas T. 3.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
283

Lecz wkrótce sama Jagiełłę zobaczysz.
W poczcie się licznym do Krakowa zbliża.
Z Lublina z pany szedł do Sandomierza.
Spytek z Mielsztyna spotkał go na drodze,
Poczet pomnożył, i wiedzie go z sobą.
Dzisiaj przed tobą kolana swe skłoni. —

Jadwiga oczy zakrywała w dłoni.
— Idźcie — mu rzekła — niechaj na przyjęcie
Gotują zamek. Stało się! Ofiarę
Przyrzekłam, spełnię. Teraz na modlitwie
O siły będę, o odwagę prosić.

Wyszedł Zawisza; ona sama znowu,
Klęczy i płacze. Wtém do drzwi pukają.
Serce Królewnéj żywo bije w łonie,
Jakby przeczuła, kto na progu stoi.
Podniosła głowę. — Wnijdź — wyrzec się boi.
Gniewosz tam u drzwi, Wilhelma posłaniec?
Czyli sam Wilhelm? Któś niewieścią szatą
Zaszemrał, wchodzi. Jadwiga powstała,
Rękę wyciąga.
— Wychodźcie! na Boga!
Na rany Pańskie! na Marij boleści!
Na wszystko święte zaklinam, wychodźcie! —

Wilhelm to w szacie kobiécéj przybywa;
On raz ostatni chce jeszcze sprobować,
Czyli się w młodém nie odezwie sercu