Strona:Anafielas T. 3.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
211

Jagiełło zgody chce, nie nowéj kłótni.
Zjedźcie tu z ojcem, i mówcie o zgodę. —
— Z ojcem! Ja ojca tutaj nie przywiodę! —
Zakrzyknął Witold. — Kio raz zdradził, zdradza;
Ani ma wiarę, kto ją raz przełamał! —
— Nie zdradąż Kiejstut odebrał mi Wilno? —
— Nie, bo szedł karać za tajne przymierze,
I niéma zdrady, gdy się swoje bierze. —
— Swoje? — Jagiełło szydersko zawołał.
— Swoje! Po bracie jemu było rządzić.
Oddał ci Wilno, bo chciał. Z jego łaski
Tyś w niém utrzymał. Odebrał, gdy żądał,
Gdy godnym rządów nie byłeś, mój bracie! —
— Próżne to słowa, próżno się śpieracie.
Czas idzie marnie. Niech rozejm ogłoszą.
Trzech braci Kniazia zaręczą Kiejstuta,
Że się tu żadna nie osnuwa zdrada.
Chceli pokoju? niechaj do nas zjedzie,
Zawrzemy zgodę, zawrzemy bez boju. —
— On, do was? Czemuż nie wyby do niego?
Starszy — nie wstydby szanować starego,
Chocieś Widmunda nie baczył siwizny! —
— Poszedłbym z tobą — Jagiełło nieśmiało
Rzekł — ale nie nam dwóm być przy umowie.
Mistrz do waszego nie pójdzie obozu,
A ja bez niego nic zrobić nie mogę.
Przywiedź tu ojca. Nie wierzysz mi, bracie,
Trzech Olgerdowych synów da wam słowo,