Strona:Anafielas T. 3.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
100

Zajdzie, wy dla niéj miejcie serce matki,
I serce ojca, i słowa pociechy.
O, smutno, smutno ulecieć z pod strzechy
Temu, kto z pod niéj nigdy nie wychodził,
Kto pod nią schował, kto pod nią urodził,
I całą młodość prześpiewał u kolan
Matki kochanéj, ojca łaskawego! —
Mówił Światosław, sługę za żoną wysyła.
A Xiężna, jakby zdawna, co ją czeka, znała,
We łzach cała już przyszła, i słuchając, drżała,
I chciała cóś powiedzieć, a słów jéj zabrakło;
Twarz rękami zakryła, uciekła do córki;
Milcząc, na jéj ramiona zimne ręce kładzie,
Milcząc, patrzy jéj w oczy, i płacząc, upada.
A Anna na nią patrzy; chce płakać, nie może;
Jakiś dziwny niepokój ogarnął ją cały;
Oczy tylko ciekawe namiętnie pałały.

Potém za tydzień i we dwa tygodnie
Gody w Smoleńsku i huczne wesele.
Anna i matka, długo w swych objęciach
Leżąc, płakały. Zaszły żmudzkie wozy,
Szkarłatném suknem kryte, wioząc wiano;
Stanęły konie pod złotą oponą.
Witold odjechał z młodą do Trok żoną.