Strona:Anafielas T. 2.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
66

— Cóż to? nie znasz mnie? Znać dawno z tych lasów
Nie wychodziłeś za domowe progi. —
Imię twe? stary! Chcę wiedziéć! słyszałeś? —
A stary oczy błyskał iskrzącemi,
Wargi mu drżały, potem ciekło czoło,
Marszczył brwi, patrzał. — Tyś Mindows! na Bogi!
Zawołał, albo nim się tylko zowiesz,
Abyś bezkarnie z cudzéj wyszedł kniei. —
— Jam Mindows! groźno Kunigas powiedział;
Uderz mi czołem, starcze, jedź do domu,
I daléj moich nie przerywaj łowów. —

Wahał się stary, lecz córka mu dumnie
Krzyknie — To kłamca! Mindows w Nowogródku.
Spójrzyj! — Także to Kunigas wygląda?
Z pięcią sług w obcéj sam jedenby stronie
Polował w kniejach? — Tyś nie Mindows, kłamco!
Hola, dodała, związać, bo uciecze.
To zbieg z kurońskich granic lub Bajoras
Pruski, przed mieczem Niemieckim spłoszony. —

Wtém Mindows dobył róg oprawny w złoto,
Zadął — I ziemia zatętniała wkoło,
Stu sług przebiło gałęzie splątane,
I milcząc swego otoczyli pana. —
Starzec nic nie rzekł, okiem Kniazia zmierzył,
Zsiadł z konia, upadł i czołem uderzył,
A wziąwszy nogę Mindowsa całował.