Strona:Anafielas T. 2.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
242

Koń stał i czekał u bramy zamkowéj,
A ledwie kilka zmówiłem pacierzy,
Tentent się znowu rozległ po zamczysku,
Poleciał nazad do rodzinnéj Żmudzi. —
— On uknuł zdradę, on już zbiéra ludzi —
Komtur Ragnety poszepnął Mistrzowi.
— Więc śmierć mu zdrajcy! Mistrz krzyknie z zapałem,
Niech z zamku jego zgliszcza tylko dymią!
Nim do stolicy wrócę, na gród jedźcie,
Wziąść buntownika, a szatrę rozwalić. —

— Wyjechał, Christjan opowiadał daléj,
Weszła Królowa, która u drzwi stała,
I wié co mówił, bo wszystko słyszała.
Weszła — i jęki słychać tylko było.
Chwila, — ucichło; Mindows sam pozostał,
Długo ciężkiemi myślami się, chłostał;
Nazajutrz, wiécie, jak was przyjął, panie! —

— Wiém wszystko, widzę, Mistrz gniewnie zawoła,
Na dłoni zdrada, dowodów nie trzeba.
Lecz biada zdrajcóm!! — Podajcie mi radę. —
Komtur rzekł — Czekaj; zdrada na wierzch spłynie,
Wówczas koronę zrzucić mu i z głową,
Zostaną dzieci ze słabą Królową,
Tyś opiekunem i ojcem przybranym,
Litwę masz w ręku, i uczynisz z niemi,
Co sam zapragniesz, dla dobra Zakonu. —