Strona:Anafielas T. 2.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
235

Nie zawsze mieczem rządzić i postrachem —
Ostatek serca dzisiejszym zamachem —
Od siebie, wiary, mnieście oderwali —
Przyjdzież kto teraz do ołtarzy Boga,
Do których pędzą mieczem zakrwawionym?
Wczoraj z wyrzuty biegł pokrewny do mnie,
Trojnat, któremu sto wozów zabrano,
Kiedy za waszą wstąpiły granicę.
Trojnat na Żmudzi silny; na cóż było
Niechęcić ku mnie, zrażać go od siebie.
Biegł mi swą krzywdę położyć pod nogi,
I mówił — Toż to przyjaciele nasi?
Cóż wróg gorszego zrobi czasu wojny? —
Mistrzu! — Trojnata rozkaż oddać mienie. —

Mistrz rwał się z ławy, i ostre spójrzenie
Na Króla rzucił, dobywając głosu.
— Trojnat powinny tobie, lecz, o Królu,
Zdrajca, Zakonu nieprzyjaciel główny.
On nie chciał przyjąć Chrystusowéj wiary,
A jego zamek — zbiegowisko złego,
Mrówisko zdrajców. Przez względy dla ciebie,
Dotąd gom w kupę nie zmienił popiołów.
Po co słał dary na pruskie granice? —
Podkupić starszych i bunty podsycać.
Do naszych zamków kołatał on niemi,
Słuszna, żeśmy je na zdrajcy zabrali. —
— Słał je, Król rzecze, w Prusiech bratu swemu.