Strona:Anafielas T. 2.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
210

Ty nie śmiész nawet strzęsnąć się, zaryczéć,
Ażeby lasy twój ryk usłyszały,
Ażeby ludy ku tobie przybiegły,
I srogie pęta twoje rozwiązały.
O! wstyd, Mindowsie, tobie niańczyć dzieci,
Nie po nad Litwą i Żmudzią panować! —
Sromoto! lud twój i wiarę przedałeś,
Ziemię twą Mnichóm, w kawałki rozdartą,
Rozdałeś, jako szatę dla żebraków.
Podły, i nawet krwią nie zajdą lica,
I wstydu nie masz, by ci oblał skronie,
I miecza nie masz zabić się ze wstydu.
A twoi wierni, druhy twoje, Niemcy,
Patrz co po Litwie panując zrobili.
Krew rozléwają, niewiasty sromocą,
Dzieci od matek gwałtem wydziérają,
Lud pędzą zamki budować na siebie.
Żelazna pletnia na grzbietach skrwawionych!
Ty śpisz, ty siedzisz gnuśny u ogniska,
I jęków drzémiąc nie słyszysz Mindowsie! —
Patrz co twe druhy robią w twojéj ziemi.
Tyś jest niewolnik, oni tu Królowie;
Dali ci złotą koronę na głowę,
Ażeby oczy nią zasłonić tobie.
Już wkrótce przyjdą i ciebie zakują,
Jak mnie chcą zakuć; obedrą cię z mienia,
Jak mnie odarli. Wierne druhy twoje —
Siedém dni ledwie łupieztwu minęło,