Strona:Anafielas T. 2.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
182

Bóg to wié jeden, co wam przyszłość chowa.
Tém bardziéj, niczém obietnica wasza;
A dowód serca ku nam pozostanie —
O serce tylko chodzi nam, o panie!
Powiémy Ojcu naszemu Papiéżu —
Patrz, jak syn młodszy kocha swoich braci —
Patrz, pisze, jeśli bezdzietny dni swoich
Dokona w Bogu — dziedzictwo nam całe
Zostawi swoje, byśmy Bożą chwałę
Mnożyli po nim, i wiarę krzewili.
Mindowsie, Królu! — daj nam dobre słowo. —

Wzgardliwie Mindows twarz swoją odwrócił,
I ręką machnął, jak gdyby się godził.
Wnet Mistrz pisarzu nieznanemi słowy
Jął sypać gęsto, długo, i pod pióry
Sczerniała skóra. Jak ziarna na rolę,
Padały słowa, przyszłością nabrzmiałe. —
A Mindows milczał, na wszystko zezwalał. —
Co mu się stało? Niepojęta zmiana!
Mindows-że to był, wróg Niemców zajadły,
Mindows, co Prusy pustoszył od młodu,
Co Kurów sobie pociągnął od wiary,
I nowe stawiał po zgliszczach ołtarze? —
On-że to teraz kornie schylał głowę,
I rękę, co go cisnęła, całował?? —

Południe było, a niebo pogodne,
Czyste, nad grodem Krywiczan świéciło.