Przejdź do zawartości

Strona:Anafielas T. 2.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
117

A Mindows leci, jak burza po ziemi,
Niszczy co spotka, u nóg swoich ściele.
I nikt mu nie śmié nastawywać czoła;
Pobity, teraz mści się na Liwonach.
Przeszedł ich ziemię ogniem i mieczami,
Wpadł w Żmudź, w Zakonu posiadłości nowe,
I po nich morskim zalewem przepłynął,
Za sobą drogę ścieląc pustyniami. —

Lecz spoczął wreście syt zemsty i mordów,
W lasach się z jeńcy obozem rozłożył.
Ogromne stada skotu za nim gnają,
I ludzi z bydłem pędzonych stadami.
Ogromne stosy łupów wojsko kładzie,
Palą ogniska, zwycięztwem się cieszą. —
Dosyć Mindowsu na dziś; odpoczywa,
Lecz jeszcze patrzy po nad Dźwiny brzegi,
Bo swego sromu nie mógł zetrzéć z czoła,
I krew Rusinów zmyć go chyba zdoła.